Sobota, 20.04.2024, 08:31
Вітаю Вас Gość | RSS
Головна | Каталог статей | Реєстрація | Вхід
MENU
Forma wejścia
Kategorie rozdziału
Sambor [1]
Ogólne [0]
Gazetka TKPZL oddział w Samborze “Zwiastun Sambora” № 35 listopad-grudzień 2009r. [4]
Historia założenia TKPZL oddziału w Samborze [1]
Wypowiedź p. Jana Farbotnika - pierwszego prezesa TKPZL oddział w Samborze.
Działalność TKPZL w okresie 2004-2009r. [1]
Skład zarządu TKPZL oddziału w Samborze [1]
20-lecie TKPZL oddziału w Samborze [1]
Sambor [0]
Mini-czat
Statystyka

Ogółem online: 1
Gości: 1
Użytkowników: 0

Головна » Статті » Gazetka TKPZL oddział w Samborze “Zwiastun Sambora” № 35 listopad-grudzień 2009r.

Zwiastun Sambora nr 48

 

Zwiastun Sambora

Pismo Towarzystwa Kultury Polskiej

Nr 48   styczeń 2015r.                                                        Ziemi Lwowskiej oddział w Samborze

 

 

Kochani Samborzanie

Wam Wszystkim i Waszym Rodzinom  przesyłam moc serdecznych życzeń: pomyślności na Święta Bożego Narodzenia oraz satysfakcji ze wszystkiego, co może ją przynieść i rozweselić duszę, i serce Wasze i wszystkich Bliskich!

Konsul Generalny RP we Lwowie

Jarosław Drozd  z Rodziną

                                   *******************

Niech cud narodzin Bożego Dziecięcia

pokrzepi serca, niesie radość i obdarza nadzieją.

Zdrowia, szczęścia, pogody ducha

i spokoju w naszych sercach i w naszym państwie.

 

Zarząd TKPZL w Samborze

                          Remont grobowca

5 sierpnia 2014 roku wspólnymi siłami członków zarządu TKPZL oddział w Samborze oraz członków rady parafialnej został odremontowany przedwojenny polski  grobowiec na cmentarzu miejskim, który był zniszczony przez huragan 23 września 2013 roku. Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy poświęcili swój czas i społecznie  pracowali przy remoncie grobowca.  Szczególne podziękowania należą się Panom Eugeniuszowi Ochowiczowi, Marianowi Wawrzyszynowi oraz Włodzimierzowi Królowi za ofiarowane materiały budowlane i maszyny.

 

II międzynarodowy dziecięco - młodzieżowy turniej piłki nożnej Łanowice-CUP  2014

        13 września br. młodzieżowa drużyna piłkarska przedstawiająca nasz oddział TKPZL wzięła udział w II międzynarodowym dziecięco - młodzieżowym turnieju piłki nożnej Łanowice-CUP  2014, który odbył się w Biskowicach. Organizatorem turnieju było Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej w Łanowicach wraz z Rzymsko-Katolicką Parafią Św. Mikołaja w Łanowicach. Celem turnieju było bliższe

zaprzyjaźnienie się młodzieży ze środowisk polonijnych z Ukrainy ze swoimi rówieśnikami z Polski, z Czech i Białorusi. Niestety drużyny z Polski, Czech i Białorusi nie przyjechały w związku z sytuacją na Ukrainie. W turnieju wzięły udział drużyny z Łanowic, Bibrki,Przemyślan, Sambora, Biskowic, Trzcieńca, Strzelczyk, Wojutycz, Mościsk.

        Przed turniejem uczestnicy byli obecni na Mszy św. w kościele w Łanowicach. Potem było wspólne śniadanie, po śniadaniu wyjazd na boisko, uroczyste otwarcie Turnieju, losowe dzielenie drużyn na dwie grupy i rozpoczęcie rozgrywek. Rozgrywki trwały cały dzień. Potem była wspólna obiadokolacja i ceremonia nagrodzenia zwycięzców. Pierwsze miejsce zajęła drużyna „Białe orły” z Łanowic. Gratulujemy zwycięzcom!

Porządkowanie cmentarza 25.10.2014r.

        25 października 2014 roku jak co roku odbyło się sprzątanie przedwojennych polskich grobowców na cmentarzu w Samborze przed Dniem Wszystkich Świętych. Mimo niskiej temperatury i wiatru  na sprzątanie przyszło ponad 30 osób w tym członkowie TKPZL, członkowie rady parafialnej, Bracia Rycerze Kolumba oraz uczniowie i nauczyciele Polskiej niedzielnej szkoły im Jana Pawła II w Samborze. Wspólnymi siłami zostały uporządkowane grobowce, którymi nikt się nie opiekuje. Grobowce zostały oczyszczone z mchu oraz były pograbione liście dookoła grobowców. Dziękujemy wszystkim za wspólna pracę. Na następny raz zapraszamy więcej osób.

Maria Ziembowicz

Akcja Znicz

Jak co roku, w dniu 1 listopada br. w Samborze przez Towarzystwo Kultury Polskiej organizowana była Akcja Znicz.

Tydzień przed uroczystością Wszystkich Świętych członkowie TKPZL oraz członkowie Rady parafialnej zajęli się sprzątaniem cmentarza w Samborze. Zostały poczyszczone stare grobowce i odnowiona figura anioła na jednym z polskich grobów.

1 listopada harcerze na czele z Piotrkiem Lewkowiczem rozstawiali i zapalali znicze na polskich przedwojennych opuszczonych grobach oraz nieśli wartę przy grobowcu kapłanów oraz przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Znicze były ofiarowane przez Konsulat Generalny RP we Lwowie i Śląski oddział Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

                                                                              Mariana Lewkowicz

Święto Niepodległości we Lwowie

11 Listopada 2014 roku prezes TKPZL w Samborze Maria Ziembowicz oraz poczet sztandarowy wzięli udział w obchodach Święta Niepodległości Polski we Lwowie. Obchody te rozpoczęły się mszą świętą w bazylice metropolitalnej we Lwowie, homilię wygłosił o. Sławomir Zieliński.

Druga część uroczystości miała miejsce na Cmentarzu obrońców Lwowa. Przy zbiorowej mogile nieznanych żołnierzy stanęła warta honorowa lwowskich harcerzy oraz poczty sztandarowe polskich towarzystw, organizacji i szkół. Wszyscy przybyli odmówili wspólna modlitwę a potem złożyli biało czerwone wieńce i zapalili znicze na mogile zbiorowej Cmentarza Obrońców Lwowa.

 

Dzień Niepodległości w Domu Polskim

        16 listopada 2014 roku w Domu Polskim w Samborze odbyła się akademia do Dnia Niepodległości Rzeczpospolitej Polski. Na tą uroczystość licznie przybyła polska społeczność Sambora.

Uroczystość rozpoczęto hymnem Polski. Najmłodsze dzieci recytowały wiersz „Kto ty jesteś?». Chór „Sursum Corda” z Klubu Muzycznego „Polonez” pod kierownictwem p. Krystyny Husarz wykonał piękne polskie pieśni patriotyczne: „Cześć Polskiej Ziemi”; „Ułani, ułani”; „Rozkwitały pąki białych róż”; „Jak długo w sercach naszych”; „Kraj rodzinnej matki mej” i inne. Uczniowie Polskiej niedzielnej szkoły im. Jana Pawła II w Samborze recytowały patriotyczne wiersze. W drugiej części akademii odbyło się pasowanie na ucznia 1 klasy.           Na zakończenie Akademii została odśpiewana „Rota”.

 

Jubileusze, jubileusze...

Pod takim hasłem w dniu 22 listopada 2014 r. w Operze Lwowskiej odbył się uroczysty koncert z okazji jubileuszu aż 14 polskich organizacji ze Lwowa i Ziemi Lwowskiej. Wśród tych 14 organizacji była również nasza – TKPZL oddział w Samborze, która w 2014 roku obchodziła      25 lecie istnienia.

Liczący ponad 1000 miejsc największy we Lwowie teatr był wypełniony do ostatniego miejsca. Przyjechały wieloosobowe delegacje obchodzących jubileusz organizacji spoza Lwowa, wraz z własnymi zespołami artystycznymi, i specjalnie zaproszonymi gośćmi z Polski. Bogata była także reprezentacja organizacji lwowskich – również z partnerami z kraju. Oczywiście, nie zabrakło także przedstawicieli innych struktur polskiej mniejszości.

W części oficjalnej uroczystości zasłużeni działacze polskiego środowiska otrzymali odznaczenia państwowe, resortowe oraz okolicznościowe. Konsul Generalny RP we Lwowie Pan Jarosław Drozd wręczył Krzyż Oficerski Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej Pani Łucji Kowalskiej, Dyrektorce obchodzącej 70-lecie Szkołyb Ogólnokształcącej nr 24 im. Marii Konopnickiej. Kolejnych 14 osób

udekorował Złotymi, Srebrnymi oraz Brązowymi Krzyżami Zasługi RP. Były też odznaczenia Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (w tym „Gloria Artis” III stopnia dla Chóru Katedralnego im. Jana Pawła II), Medale Komisji Edukacji Narodowej oraz Medale 25-lecia Konsulatu. Pan Pułkownik Arkadiusz Kobielak, Zastępca Attaché Wojskowego, Lotniczego i Morskiego przy Ambasadzie RP w Kijowie przekazał nagrodzonym Medale Wojska Polskiego, natomiast Medale Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej wręczył prof. Andrzej Kunert, Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Gratulujemy pani Marii Ziembowicz, która otrzymała Medal Komisji Edukacji Narodowej.

W drugiej części uroczystości odbył się piękny koncert, pod czas którego wystąpiły różne zespoły, między innymi: chóry „Echo”, „Lutnia” oraz „Katedralny”, Młodzieżowy Zespół Mandolinistów z Drohobycza, zespół „Borysławiacy” z Borysławia, Chór „Lilia” z Sądowej Wiszni, Chór Męski przy TKPZL-Mościska oraz Koło Gospodyń Wiejskich ze Strzelczysk. Poloneza Wojciecha Kilara

wykonały połączone zespoły taneczne „Lwowiacy” i „Weseli Lwowiacy”. Krótki występ zaprezentowały również przedszkolaki z Polskich Grup Przedszkolnych we Lwowie. Niespodzianką dla wszystkich zaproszonych gości był występ zespołu Folk Band Galicja z Sokala. Na zakończenie jubileuszu wraz z kapelą „Lwowska Fala”  cała sala wspólnie odśpiewała piosenkę „Tylko we Lwowie”.

 

Św. Mikołaj 2014r.

„...Dobry był dla ludzi

Co miał to rozdawał

Nocą biednym dzieciom

Prezenty zostawiał...”

W tym roku do Domu Polskiego w Samborze Święty Mikołaj zawitał 7 grudnia. Jak każdego roku święto było radosnym i najbardziej oczekiwanym ze wszystkich świąt. Dzieci opowiadały wierszyki, śpiewały piosenki. Każdy miał możliwość zrobienia zdjęcia z Mikołajem. Prezenty od Świętego otrzymało ponad 100 dzieci. Wszystkie były bardzo zadowolone z podarunków, otrzymanych od Świętego Mikołaja.

Mariana Lewkowicz

Kiermasz edukacyjny „Polska Wigilia na Kresach"

Każdego dnia uczymy się więcej i więcej o swoich tradycjach... Szczególnie świąteczne są bardzo ważne. Jak przygotować potrawy świąteczne, w jaki sposób przyozdobić stół... Szczególnym jest zawsze stół Bożonarodzeniowy, przy którym gromadzi się cała rodzina. 

Dla tego w tym roku po raz kolejny odbył się we Lwowie Kiermasz edukacyjny „Polska Wigilia na Kresach”.  Zgromadziło się na kiermaszu dużo towarzystw z regionu Lwowskiego. Zaprezentowali oni, jak odbywa się Wigilia w ich domach. Członkowie naszego oddziału TKPZL też wzięli udział w kiermaszu, przedstawiając tradycje Sambora. W tym roku po raz pierwszy odbył się konkurs piernika. Sambor przedstawiała Irena Andryszczak. Piernik upieczony przez nią zajął II miejsce.

Wspólne kolędowanie wypełniło świąteczną atmosferę. Kiermasz edukacyjny został zorganizowany przez Asocjację Polskich Przedsiębiorców obwodu Lwowskiego. Dzieci, które przyjechały na kiermasz, miały okazję nauczyć się dekorować świąteczne pierniki. Ten czas, który spędzili razem, był bardzo ciekawy dla nich.

Lila Melnarowicz

Warsztaty pieczenia pierników

Przed świętami Bożego Narodzenia w Domu Polskim odbyły się warsztaty pieczenia i lukrowania świątecznych pierników. Dzieci pod opieką dorosłych starały się formować i dekorować pierniczki.

A zaczęło się od przygotowania ciasta, wycinania pierników, pieczenia, dekorowania, a potem – zjedzenia. Wszyscy starali się wałkować ciasto, formować określone kształty, układać ciasteczka na blachach oraz ozdabiać wspólnie po upieczeniu.

Warsztaty przebiegały w bardzo miłej atmosferze. Pieczenie i zdobienie pierników miodowych to fantastyczna zabawa. Może się tego nauczyć każdy!

Lila Melnarowicz

„Rodzinne kolędowanie”

28 grudnia 2014 roku w Domu Polskim odbył się koncert kolęd w wykonaniu chóru „Sursum Corda” pod kierownictwem pani Krystyny Husarz. Pod choinką był św. Józef z Maryją i dzieciątkiem oraz aniołem. Dzieci opowiadały wiersze o świętach i kolędowały kolędy. Uczennicy 8 klasy przedstawiły piękna scenkę o tym dlaczego to właśnie choinkę ubieramy na święta, a nie inne drzewo. Potem na scenie było dużo aniołków. Była to piękna uroczystość.

 

„Kresowe portrety”

Wspominaliśmy w poprzednim numerze, że w czasie pobytu w Oświęcimiu w maju 2014 roku uczestniczyliśmy w podsumowaniu konkursu „Kresowe Portrety”. Młodzież szkolna pod kierownictwem swoich nauczycieli przeprowadzała wywiady z osobami pochodzącymi z Kresów, zapisywała wspomnienia. Dziś drukujemy wywiad pani Katarzyny Nycz uczennicy I klasy Gimnazjum nr 1 im. ks. Jana Twardowskiego w Brzeszczach.  Praca ta uzyskała Nagrodę Muzeum Niepodległości w Warszawie.

Kasia: Dzień dobry Pani Alicjo. Bardzo dziękuję, że znalazła Pani dla mnie czas, aby odpowiedzieć mi na kilka pytań dotyczących Pani losów i o tym, jak Pani trafiła z Kresów do Polski.

P. Alicja: Witaj Kasiu! Bardzo mnie wzruszyło, że taka młoda osóbka jest zainteresowana losem Kresowian.

Kasia: W szkole ogłoszono konkurs pt. „Kresowe Portrety", zainteresowało mnie to bardzo, zwłaszcza, jak w rozmowie z babcią dowiedziałam się, co ci ludzie z Kresów przeszli. Postanowiłam odnaleźć kogoś z Kresowian i przeprowadzić wywiad. I udało się! Bardzo się cieszę, że Panią poznałam. Pani Alicjo, może na początek proszę przedstawić się.

P Alicja: Nazywam się Hyła Alicja z domu Rusinowicz.

Kasia: Gdzie i kiedy się Pani urodziła?

P. Alicja: Urodziłam się 3 marca 1945 roku w mieście Lida na Białorusi. Przed wojną z Niemcami tereny te należały do Polski.

Kasia: Proszę mi podać imiona i nazwiska Pani rodziców.

P. Alicja: Tata - Rusinowicz Władysław, mama Józefa, z domu Bancewicz. To są polskie nazwiska.

Kasia: Czy może Pani podać daty urodzin swoich rodziców?

P. Alicja: Tata urodził się w 1906 roku, a mama urodziła się w 1922 roku.

Kasia: Czy rodzice mieli rodzeństwo?

P. Alicja: Mama miała dwie siostry: Sabinę i Marię i jednego brata Janka. Mój tata miał czterech braci: Józefa, Janka, Stanisława, Wacława oraz dwie siostry: Marylę i Bronisławę.

Kasia: Czy pamięta Pani swoich dziadków?

P. Alicja: Dziadkowie ze strony taty to Michał i Helena Rusinowicz, ale ich nie pamiętam. Ze strony mamy pamiętam bardzo dobrze babcię Malwinę, z domu Ruszlewicz, która dożyła 97 lat, a dziadek Michał Bancewicz zmarł na astmę, jak miałam 5 lat.

Kasia: Czy ma Pani rodzeństwo?

P. Alicja: Tak, mam jednego brata Aleksandra. Jest starszy ode mnie. Urodził się 6 stycznia 1944 roku.

Kasia: Kim byli Pani rodzice?

P. Alicja: Moja mama Józefa była kelnerką w bufecie na stacji kolejowej. Lida to duży węzeł kolejowy, gdzie był zawsze duży ruch. Pociągi zatrzymywały się na niej nawet 20 minut i wtedy podróżni mogli coś zjeść i napić się piwa. Tata po wybuchu wojny, 1 września 1939 roku, walczył z Niemcami jako ułan, natomiast po 17 września, kiedy to Rosjanie wkroczyli na nasze wschodnie tereny, przeszedł do partyzantki, a następnie wstąpił do AK i był łącznikiem. Woził meldunki do Wilna. W czasie wojny pracował na kolei. Pod koniec stycznia 1946 roku został aresztowany przez NKWD. W Grodnie odbył się sąd i tata został skazany na 10 lat ciężkich robót za zdradę Ojczyzny. Wrócił do domu w 1956 roku.

Kasia: Jak wyglądało życie bez ojca?

P. Alicja: Było nam bardzo ciężko. Mieszkaliśmy w jednej izbie, gdzie była kuchnia, sypialnia i stół z krzesłami. Mama często wracała zmęczona po pracy do domu. Pamiętam jak miałam 7 łat i mama była chora. Poprosiła mnie, żebym ugotowała zupę mleczną. Dałam za dużo makaronu i zaczęło mi wszystko wypływać. Byłam bezradna i płakałam. Latem jeździliśmy na wieś do babci Malwiny ze strony mamy, do Mosiewicz. Rósł tam piękny brzozowy las i było tam bajecznie. Lubiłam najbardziej, gdy babcia wcześnie rano doiła krowę i przynosiła mi do łóżka ciepłe mleko. Z nią też chodziłam do kościoła w Białogródzie. W Lidzie, gdzie mieszkaliśmy, nie chodziliśmy do kościoła, ponieważ zdarzyło się kiedyś przed Świętami Wielkanocnymi, jak mój brat Olek poszedł poświęcić jajka i za to został ukarany w szkole złą oceną. Wszyscy uczniowie byli Pionierami, którymi kierowała ideologia. Babcia Malwina była bardzo kochaną i serdeczną kobietą.

Kasia: Jak długo Pani mieszkała w Lidzie?

P. Alicja: Przez trzynaście lat mieszkałam w tym mieście. Wyjechaliśmy w 1958 roku.

Kasia: Jak w kilku zdaniach opisałaby mi Pani miasto, gdzie się Pani urodziła i spędziła też dzieciństwo?

P. Alicja: Lida to duże miasto na Białorusi, ważny węzeł kolejowy. Były tam szkoły, zakłady pracy. Pamiętam też browar. W Lidzie stacjonowało wojsko i były tam też kościoły katolickie, ale tylko jeden otwarty, a inne zamknięte.

Kasia: Czy żyli tam tylko Polacy?

P. Alicja: Większość mieszkańców Lidy stanowili Polacy, ale było też dużo Białorusinów, Żydów i Rosjan.

Kasia: Do jakiej szkoły Pani tam uczęszczała?

P. Alicja: Ja chodziłam do szkoły dziesięciolatki. Na Białorusi wszystkie dzieci chodziły do szkoły dziesięcioletniej. Ukończyłam 4 klasy. Uczyłam się po rosyjsku, a właściwie mówiłam tylko po rosyjsku. Języka polskiego prawie nie znałam. Należałam do Pionierów, jak wszystkie dzieci. To taki rodzaj harcerstwa. Raz w tygodniu były zbiórki. Przygotowywaliśmy uroczystości z okazji 1 maja, rewolucji październikowej...

Kasia: Czy było wiadomo, kiedy wróci Pani tata?

P. Alicja: Tak, przyszedł list, że tata ma wrócić. Mój brat z mamą czekali na niego na dworcu kolejowym. Ja byłam wówczas w szpitalu. Miałam zapalenie płuc.

Kasia: A teraz, jeśli można, chciałabym zapytać jak wyglądał dzień, w którym wrócił tata.

Chwila ciszy. Zauważyłam, łzy w oczach Pani Alicji

P. Alicja: Chyba będę płakać.,.

Po krótkiej chwili

P. Alicja: Tata został zesłany na 10 lat pobytu w łagrach. Pracował w różnych częściach Rosji. Był w 12 łagrach na Syberii. Pracował w kopalni złota i rudy wolframu. W 1954 roku wypisali go z obozu i odzyskał wolność, ale władze utrudniały mu opuszczenie terenów Syberii z obawy, że jako skazany będzie opowiadać, jakie warunki tam panowały i co tam przeżył. Zaczęto wręcz namawiać go, aby sprowadził swoją rodzinę i tam zamieszkał na Kołymie. Miało to służyć zaludnianiu tych terenów. Dopiero po dwóch łatach usilnych starań, dostał odpowiednie przepustki i mógł opuścić Syberię, Jak odzyskał wolność, mógł pisać do nas listy. To były pierwsze listy, które do nas dotarły. W 1956 roku miałam 11 lat. Tego dnia, gdy wracał mój tata, byłam w szpitalu. Jak już wspomniałam, miałam zapalenie płuc. W białoruskich szpitalach nie wolno było odwiedzającym wchodzić na salę, gdzie leżeli chorzy. Na oddziale było jedno pomieszczenie - sala, w której czekali bliscy i pacjent przychodził tam do nich. Kiedy zjawiłam się w tej sali, była tam mama i wskazała na pana w drugim końcu sali i drżącym głosem powiedziała: „Tam siedzi twój tata". Ja spojrzałam i powiedziałam ze zdziwieniem: „Tata? Tata taki brzydki?' Ja nie chcę, żeby to był mój tata!. Taki brzydki i wychudzony". Wtedy mama rozpłakała się.

Cisza, a po chwili P. Alicja kontynuuje

(wyjaśnia swoją pierwszą reakcję na widok ojca):

...10 lat ciężkiej pracy w kopalniach, marnego jedzenia (tata opowiadał nam po powrocie, że latem można było najeść się dowoli żurawiny, borówek, grzybów, a tak to tylko cebula i jakaś marna zupa) i dlatego był taki wychudzony,   zmizerniały   i postarzały.   I   tak   poznałam   swojego  tatę. Wcześniej widziałam go tylko na zdjęciach.

Kasia: Kiedy Pani stamtąd wyjechała i dlaczego?

P. Alicja: Tata po powrocie ze Syberii nie mógł znaleźć żadnej pracy. Powodem tego było to, że był po wyroku „za zdradę narodu" i

nikt nie chciał go zatrudnić. Wtedy rodzice postanowili wyjechać z Białorusi do Polski. Tata podjął starania o wyjazd z całą rodziną na ziemie zachodnie. Załatwianie dokumentów trwało prawie dwa lata.

Kasia: Jak wyglądała Pani podróż?

P. Alicja: W czerwcu 1958 roku pożegnaliśmy się z rodzeństwem mamy (dwie siostry i brat), którzy nigdy stamtąd nie wyjechali. Ja pożegnałam się z moją przyjaciółką Nelą. Była Rosjanką. Bardzo ją lubiłam. Na pożegnanie dostałam od niej zestaw sześciu łyżeczek, które mam do dziś. Najboleśniejsze rozstanie było z babcią Malwiną, która też została. Na stacji podstawiono dla nas wagon, taki „krowiak". To były wagony do przewożenia bydła. Zabraliśmy ze sobą ubrania, pościel, kilka mebli, m.in. taką etażerkę, stoliczek, radio, patefon z płytami i kumpiak. To była surowa, solona; dojrzewająca szynka, którą jedliśmy z chlebem przez całą drogę. Najpierw dojechaliśmy do miejscowości Biała Podlaska. Tam był taki punkt, gdzie przyjeżdżali repatrianci i dopiero po otrzymaniu przydziału wyruszali w dalszą drogę. Postój nasz trwał tam dwa tygodnie. Otrzymaliśmy po 400 złotych na każdego i przydział do miasta Zgorzelec, przy granicy z Niemcami Podróż z Lidy do Zgorzelca trwała prawie cały miesiąc.

Kasia: Czy długo Pani tam mieszkała?

P. Alicja: Po przyjeździe do Zgorzelca okazało się, że tacie i mamie nie podobało się, chociaż dostali domek i jakieś pole. Tata mówił, że nie po to wyjechał   od  jednego  wroga,   żeby   mieszkać   przy   granicy   drugiego.

Kasia: To jak to się stało, że Pani trafiła do Brzeszcz?

P. Alicja: Tata ze Zgorzelca sam pojechał na Śląsk, gdzie mieszkał i pracował jego brat oraz znajomi, którzy wcześniej wyjechali z Białorusi. Przyjechał do Brzeszcz i tu załatwił pracę w kopalni.

Kasia: A gdzie Pani rodzina zamieszkała w Brzeszczach?

P. Alicja: Najpierw dostaliśmy od kopalni dwa pokoje w takim hotelu robotniczym, ale po niedługim czasie otrzymaliśmy mieszkanie na Osiedlu. Jak już dostaliśmy przydział tego mieszkania, to chodziliśmy z bratem do tego bloku i przez dziurkę od klucza zaglądaliśmy. Pamiętam, że bardzo podobało nam się to mieszkanie. Drzwi i ściany był takie białe i było tak jasno. Przeganiali nas ludzie, którzy tam jeszcze coś wykańczali. Byliśmy bardzo szczęśliwi, jak już wprowadziliśmy się do naszego mieszkania. Tata miał pracę i zarabiał pieniądze. Był razem z nami. Mieliśmy duże ładne mieszkanie. Byłam bardzo szczęśliwa, W tym mieszkaniu nadal mieszka moja mama.

Kasia: Tata pracował w kopalni, a czy mama tez poszła do pracy?

P. Alicja: Nie. Mama chorowała na astmę, nie pracowała w żadnym zakładzie. Została w domu i nim się zajmowała.

Kasia: Jak wyglądało życie w nowym miejscu i jacy byli sąsiedzi?

P. Alicja: Tu w Brzeszczach był brat taty, Józek i jeszcze jego znajomi oraz kilka rodzin z Ukrainy, też repatrianci. My wszyscy na początku wspieraliśmy się. Ale muszę przyznać, że sąsiedzi byli dobrzy dla nas, może dlatego, że sami przyjechali tu z innej części Polski i czuli się też obco. Mama wysyłała mnie do sklepu, żebym uczyła się mówić po polsku. Panie w sklepie były zawsze takie życzliwe. Kiedyś na podwórku usłyszałam od dziewczynki wyzwisko „Ty Ruska świnio", ale to tak czasami między dziećmi jest, że się wyzywają. Pamiętam, jak mieszkaliśmy w Lidzie, to na Ruskich wołaliśmy „kacapy", a na nas Polaków wołali „przeki". Na pierwszym mieszkaniu poznałam koleżankę Kazię Żak. Była dla mnie bardzo miła. Często bawiłyśmy się razem.

Kasia: Czy było Pani łatwo, jak Pani poszła do szkoły?

P. Alicja: Zaczęłam uczęszczać do szkoły podstawowej w Jawiszowicach. Poszłam do czwartej klasy, chociaż ukończyłam cztery klasy na Białorusi. Ja prawie nie znałam polskiego i dlatego zdecydowano, że będę powtarzać klasę. Kazia i stałyśmy się bliskimi koleżankami. Czasami dzieci naśmiewały się. Pamiętam, jak w zimie chodziłam w butach, które przywieźliśmy z domu, z Lidy. Były to wojłoki, to takie buty z filcu (walonki). W dni, kiedy były roztopy, zakładało się na nie takie kalosze, aby je zabezpieczyć przed przemakaniem. Buty wtedy wyglądały, jakby były trzy numery większe od stopy. Pewnego razu zostałam wywołana do tablicy na środek klasy i wtedy cała klasa zaczęła się śmiać z mojego wyglądu. Byłam tak zrozpaczona, że nie chciałam na następny dzień iść do szkoły. Ale potem z każdym rokiem było coraz lepiej. Skończyłam siedem klas. Wtedy w Polsce była siedmiolatka. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej poszłam do Technikum Ekonomicznego w Oświęcimiu. A po zakończeniu nauki zaczęłam pracować w „Transbudzie" w Oświęcimiu.

Kasia: Jak potoczyło się Pani życie potem?

P. Alicja: Czasami chodziłam na takie potańcówki, wiejskie zabawy i tam poznałam przyszłego męża Kazimierza. Ślub wzięliśmy 21 września 1968 roku. Najpierw mieszkaliśmy w blokach, a potem wybudowaliśmy

dom. Mam trójkę dzieci: Pawła, Agnieszkę i Magdalenę.    Dzieci pożeniły się i  mam wnuki. Tata dożył 103 łat, mama ma 91 lat i potrzebuje opieki, dlatego ją często odwiedzam.

Kasia: A brat Aleksander? Proszę powiedzieć kilka słów o nim.

P. Alicja: Olek ukończył Szkołę Podstawową i poszedł do Technikum Chemicznego w Oświęcimiu. Następnie wstąpił do Szkoły Podoficerskiej w Zegrzu. Studiował na Wojskowej Akademii Technicznej (WAT) i został zawodowym żołnierzem. Pracował w Sztabie we Wrocławiu, w stopniu, podpułkownika. Obecnie jest na emeryturze.

Kasia: Czy tęskni Pani za domem rodzinnym z lat dzieciństwa?

P. Alicja: Bardzo tęsknię za domem w Lidzie! Bardzo, oj bardzo! Szkoda mówić! Jak jeszcze żył mój mąż (zmarł dwa łata temu), to razem często jeździliśmy w tamte strony. Została tam cała

rodzina mamy: ciocia Sabina, ciocia Maria i wujek Janek. Ale najbardziej zawsze tęskno mi było za babcią Malwiną i jej drewnianym domem na wsi w Mosiewiczach (dalej tam stoi) i tą piękną okolicą. Teraz babcia już nie żyje, ale dożyła 97 lat. Rodzeństwo taty przyjechało do Polski, to się często odwiedzamy z kuzynami. Tylko jedna siostra taty, Maryla została na Białorusi. Brat taty, Józef mieszka też w Brzeszczach. Pamiętam, że w Lidzie była łaźnia miejska (bania). W piątki chodziły do niej same kobiety i tam brały kąpiel, a gałązkami z brzozy smagały się nawzajem. Tak można się było wykąpać, bo w domu nie było łazienek.

Kasia: Dziękuję, że zgodziła się Pani na udzielenie mi wywiadu, Pani historia bardzo mnie wzruszyła. Była Pani w moim wieku, kiedy Pani rodzina zdecydowała się opuścić Białoruś. Trudno mi jest wyobrazić siebie w takiej sytuacji. Na samą myśl, że musiałabym spakować się i opuścić mój dom, który tak kocham i przyjaciół, czuję ogromny smutek i żal, za tym wszystkim, co mogłabym utracić. Dopiero teraz, po tym wywiadzie uzmysłowiłam sobie, jakie to szczęście wieść stabilne życie. Mieć w pobliżu rodzinę i przyjaciół, jak również spędzać czas w ulubionych przez siebie miejscach. Ja na przykład uwielbiam swój ogród, który jest moim azylem. Tu gram w różne gry sportowe, razem z rodziną urządzamy pikniki, a latem chodzę do sadu po świeże owoce, Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że to jest mój RAJ NA ZIEMI! Dziękuję serdecznie Pani Alicjo. Życzę dużo zdrowia.

 

*********************************************************

Przypominamy członkom TKPZL oddział w Samborze o zapłaceniu składek członkowskich za 2015 rok. Wysokość składki w tym roku stanowi 30hr.

*********************************************************

Dom Polski czynny:

Poniedziałek, wtorek godz. 13.00.- 17.00.

Środa, czwartek godz. 10.00.-14.00.

Tel. 6-06-43

Категорія: Gazetka TKPZL oddział w Samborze “Zwiastun Sambora” № 35 listopad-grudzień 2009r. | Додав: Julka (28.01.2015)
Переглядів: 566 | Рейтинг: 0.0/0
Всього коментарів: 0
Copyright MyCorp © 2024